Usunięty Ekspert
Historia, którą chcę opowiedzieć rozpoczęła się jeszcze przed wojną, a zakończyła niedawno.
Jan, bogaty ziemianin pewnego dnia, oglądając swoje odległe włości zobaczył przepiękną dziewczynę. Nie miał większego problemu o poproszenie jej na bliższą "audiencję"; zwyczajnie wydał polecenie i Kasia przyszła. Nie musiała już ciężko pracować na polu i miała specjalne względy. Kiedy po dłuższym upływie czasu poinformowała swego pana, że spodziewa się dziecka, Jan dostał ataku szału i zabronił mówić komukolwiek kto jest ojcem! Skończyły się dla Kasi specjalne względy, a zaczęło zwykłe szare życie, od którego zdążyła odwyknąć.
Kiedy przyszedł czas rozwiązania była przy niej tylko matka. Rodziła kilka dni. Dziecko urodziła martwe, a sama dostała gorączki i nie mogła wstać z łóżka. Stan jej pogarszał się i na drugi dzień, konając wypowiedziała słowa przekleństwa - "Ja nie mogłam mieć dziecka i ty pochowasz każde swoje dziecko".
Jan, mając prawie czwarty krzyżyk na karku, ożenił się z bardzo brzydką, ale nieprzyzwoicie bogatą panną i na świat zaczęły przychodzić dzieci. Pierwszy był syn, żył tylko kilka godzin. Janowi przemknęła przed oczami postać Kasi i jej "klątwa", o której wszyscy wiedzieli, ale zganił się w duchu za takie myśli i usiłował żyć normalnie. Został ojcem trzech synów, którzy chowali się bardzo dobrze i zapomniał o całej sprawie. Dwóch synów miał już dorosłych, kiedy zakładano elektryczność i najstarszy pod osłoną nocy wszedł na słup, by sprawdzić napięcie w drutach. Zginął na miejscu.
Myśl o klątwie zaczęła Janowi spędzać sen z powiek. Żona przestała wychodzić z domu, posiwiała i tyła coraz bardziej. Jan starał sobie racjonalnie wytłumaczyć całą sytuację, ale stracił już dawną pewność siebie. Średni syn się ożenił, przyszły na świat wnuki. Kazik był wesoły, kochał życie i brał je garściami. Z każdego kto miał jakieś ludzkie odruchy i zasady moralne śmiał się w twarz. Żonę zdradzał na prawo i lewo, a ona cierpiała w samotności. Potrafił wyjść w zimie przez okno sypialni w spodenkach i nad ranem wrócić na „łono rodziny”. Nigdy nie widziałam go zmartwionego albo smutnego. Każdy mu chyba troszeczkę zazdrościł poczucia humoru i pogody ducha.
Kiedy dziesięć lat temu zobaczyłam klepsydrę z jego nazwiskiem, a okolicę obiegła wieść - Kazik powiesił się na klamce w kotłowni, ja i wszyscy inni byliśmy w szoku. Kto jak kto, ale on?! Na pogrzebie Jan był wrakiem człowieka, już nawet nie płakał, patrzył tępo w trumnę i stał jak posąg. Żona nie była na pogrzebie syna. Pozostał już tylko najmłodszy - Paweł. Przejął gospodarkę po ojcu, rozbudował i zmodernizował dom. Ożenił się z "odpowiednią" dziewczyną i został ojcem dwójki dzieci.
Kiedy kilka lat temu syn wracał z kolonii, wyjechał po niego na dworzec...nie zatrzymał się na przejeździe kolejowym - zginął na miejscu!
Jan już sam pochował syna, żona na szczęście nie doczekała śmierci ostatniego dziecka.
Umarła dwa lata wcześniej, w wieku 93 lat. Była przy nim tylko synowa.
Podobno, umierając wyszeptała: Kasiu przebacz!
Historie miłosne, Historie z życia