Poleć znajomemu

Wpisz poniżej adres email znajomego, aby polecić mu tę stronę!
Możesz wpisać kilka adresów, rozdzielając je przecinkami


Podpisz się, aby twój znajomy wiedział od kogo jest wiadomość:

Tekst załączony do wiadomości


wizytauwrozki
Newsletter
Wizyta domowa wróżki
Autor:
Usunięty Ekspert


Zadzwonił telefon! Pani powiedziała, że bardzo zależy jej na kontakcie ze mną. Odpowiedziałam, że oczywiście może umówić się na wizytę! Tutaj zaczęły się schody. Pani była bez samochodu, ograniczona środkami finansowymi i na tzw. życiowym zakręcie. Poradziłam jej w związku z tym wizytę u okolicznej konkurencji. Pani jednak powiedziała, że owa osoba nic nie wie, że dzwoni z polecenia i koniecznie chce kontaktu ze mną!

Każdy by się w zasadzie ucieszył na takie słowa, jednak dalsza część rozmowy była już mniej satysfakcjonująca. Pani na wszystkie świętości prosiła, aby zajrzeć do je domu po tzw. drodze, ona wszystko wynagrodzi itd.

Ponieważ jestem wrażliwa i czuła na krzywdę ludzką zajrzałam. Na wstępie Pani zaznaczyła, że mam mówić wszystko! Nawet najgorsze rzeczy. Powiedziałam, że skoro sobie życzy powiem jej najszczerszą prawdę jaką pokażą karty! Pani zapytała jakie skończyłam kursy w tej dziedzinie i tutaj musiałam ją rozczarować bo... niestety nie skończyłam żadnych! Mina jej była odpowiednia do obecnej sytuacji. Mimo to przeszłyśmy dalej do układania życia owej Pani.

Powiedziałam co widzę, zasugerowałam epizody z przeszłości, na co Pani odpowiedziała, że ona to wszystko wie, więc proszę się skupić tylko na tym co będzie! Pani miała jedno konkretne pytanie - mianowicie co ją czeka? Tutaj odpowiedź była mniej satysfakcjonująca, gdyż oznajmiłam jej, że jeżeli nic ze swoim życiem nie zrobi to także nic w jej życiu się ne zmieni. Powiedziałam, że żadna wróżka nie ma mocy sprawczej, aby same papiery się do sądu zaniosły, jeżeli nie zacznie się dokształcać to blado widać jej karierę zawodową itd.! Pani jako ripostę rzuciła dosadne: "Pani mnie obraża!"

Wiedziałam już, że moja wizyta jest wielką pomyłką. Pani rzucała kontrargumenty, że ona, mając małe dziecko (13l) nie może sobie pozwolić na dodatkowe wydatki, mąż - "kanalia życiowa" nie chce z nią utrzymywać kontaktu! W związku z tymi faktami o żadnym dokształcaniu nie ma mowy! Powiedziałam, że runy jednak wyjazd sugerują, ale tutaj Pani też od razu wyprowadziła mnie z błędu, że nigdzie nie zamierza wyjeżdżać!

Jednak uparcie ponowiła pytanie: "Co ją czeka?" Uparcie obstawałam za tym, że jeżeli nic ze swoim życiem nie postanowi to cudów nie ma. W tym miejscu Pani już straciła cierpliwość orzekłszy, że w sumie to ona nic się nie dowiedziała. Nie mam pojęcia jak w takiej sytuacji ktoś inny by się zachował, ale mi to już wystarczyło! Zapytałam więc czego Pani ode mnie konkretnie oczekuje? Proszę zadać pytanie a ja na nie odpowiem. I... tutaj Pani powiedziała co myśli o takich jak ja - "Ja już was znam! Wystarczy wypowiedzieć słowo, a wy będziecie wokół niego krążyć, każdy tylko czeka aby mu coś zasugerować, wszystkie jesteście takie same."


Było to bardzo miłe... i chyba każdy byłby zadowolony. Próbowałam Pani wytłumaczyć, że jeżeli nie będzie w stanie przyjąć pomocy, to nawet dziesięć wróżek jej nie pomoże. Skoro każdego uważa za wroga czyhającego na jej prywatność to co ja mogę w tej sytuacji zrobić? Powiedziałam, że z nieba według mnie nic jej nie spadnie, nic nie wygra w grach liczbowych, nikt do domu nie zapuka z pytaniem czy może zechce pracować! Pozew o rozwód też sam się nie wniesie. Pani zaczerpnęła powietrza i zapytała o córkę...

W tym przypadku moje stwierdzenie, a jej punkt widzenia były także od siebie odmienne. Drugie pytanie było o podział majątku, na które moja odpowiedź była stanowcza, że rodzina jej nie odpuści i trzeba będzie dokonać spłaty! Pani była tak niepocieszona, że ponowiła stwierdzenie: "W sumie to ja niczego się nie dowiedziałam."

Dodam tylko, że wizyta trwała 45 minut a ja byłam tak beznadziejna, że nie podałam tej Pani numerów w Lotto, nie zaczarowałam rodziny, aby ta nic od niej już nie chciała, nie załatwiłam "od ręki" spraw urzędowych i sądowych. Przez co Pani znowu była w punkcie wyjścia! Podziękowałam więc za kawę (nadmienię tylko, że dobrej marki). W czasie mojej wizyty Pani wypaliła ze 3 papierosy (też z górnej półki). Dzięki czemu szybko spostrzegłam, że za to miała by do mnie na dwa bilety. W tej samej chwili padło sakramentalne pytanie: "Ile jestem Pani winna?" Moja odpowiedź chyba mocno zaszokowała Panią, ponieważ odpowiedziałam jej, że u mnie za "NIC" po prostu się nie płaci... i wyszłam. Pani zaczęła biec za mną mówiąc, że jej głupio, że przeprasza...  Uspokoiłam ją, życząc jej jak najlepiej, by odnalazła swoją prawdziwą wróżkę (jeśli już taka się urodziła)!


Czego i Państwu z całego serca, i bez ironii również życzę

Kategorie:

Porady życiowe, Historie z życia

KOMENTARZE:

Usunięty ocena5
(2011-11-08 18:38:55)
Bardzo realny tekst... Właściwie to czuję się, jakbym sama go napisała... Czasami Klienci wymagają od Nas cudów nie rozumiejąc, że karty nie mają mocy sprawczej. Cóż... Może kiedyś wróżka nie będzie kojarzyła sie z czarodziejką i magiczną różdźką... Dlatego też ja, wolę używać nazwy tarocistka :) Pozdrawiam koleżankę po fachu :)
Copyright 2010 © Wizytauwrozki.pl